Dzień 11
Dzień zaczynamy na farmie koni. Konie są wszędzie, swobodnie wypasają się na zboczach, dodając uroku i tak już pięknym krajobrazom. Pracują 6h po czym mają przerwę na drzemkę, a po 3 tygodniach pracy - wakacje :)
Po południu Ytri Tunga - plaża fok.
Zupki i makarony z sosami z proszku wychodzą nam już bokiem. Naleśniki i TOSTY też. Wczoraj pierwszy raz zamówiliśmy obiad w bistro (duży burger to koszt 120 zł, a Adaś chciał dokładkę), dziś smażyłam kotlety z ziemniakami i mizerią, a na jutro zamówiliśmy śniadanie w hotelu*. Pociesza mnie myśl, że na niedzielę Babcia robi gołąbki :)
* Na śniadanie był chleb TOSTOWY. Kuba widząc moją rozpacz załatwił nam z kuchni pyszne bułeczki. Brawo mąż!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz