"Stay hungry. Stay foolish" (Pozostań nienasycony. Pozostań nierozsądny) - S. Jobs, 2005 Stanford University commencement speech.

niedziela, 10 marca 2013

INDIE 2010


TRASA
Wrocław – Warszawa – Delhi INDIE – Agra – Jaipur – Udaipur – Jodhpur – Varanasi – Kalkuta – Darjeeling – Katmandu NEPAL – Pokhara – Chitwan National Park (Island Jungle Resort) – Delhi – Warszawa – Wrocław

Zachęceni opowieściami Magdy i Przemka o dalekich wyprawach (zob. www.plecakowicz.pl), postanowiliśmy przekroczyć granice Europy. Wybór kraju był oczywisty: Indie. Ja byłam ciekawa jakie są, a Kuba - jak się zmieniły od czasu, gdy mieszkał tam w dzieciństwie. Towarzyszami podróży byli Basia, której zawdzięczamy piękne fotografie i Marcin, którego orientacja w terenie była nieoceniona. W  21 dni odwiedziliśmy 10 miast, przemierzając pociągami i autobusami ponad 5 tysięcy kilometrów.
Plan był napięty i żeby go zrealizować miejsca w pociągach wykupiliśmy z Polski korzystając ze strony Cleartrip.com. Było to bardzo wygodne, bo ominęło nas stanie w długich kolejkach do kas. Poza tym, miejsca w wagonach AC3 lub sleepers jakimi podróżowaliśmy, trzeba było rezerwować z dużym wyprzedzeniem. Na ponad miesiąc przed wyjazdem były już niedostępne na trzy odcinki trasy. W takich przypadkach wpisywaliśmy się na Waiting List i czekaliśmy, czy ktoś przed nami anuluje rezerwację. Raz się nie udało, nie było też miejsc Tourist Quota (miejsc dla turystów nieobjętych wcześniejszą rezerwacją) i pozostał autobus.
w pociągu
Kolejki do kas przesuwały się w sobie znany sposób. Hindusi wpychali się lub stojąc z tyłu wysuwali przed nas ręce do okienka, ale nie z Kubą te numery :) Dworce kolejowe są tłoczne, a życie toczy się na podłodze w przejściach, gdzie koczują setki ludzi. Są też wydzielone poczekalnie dla podróżujących AC3, AC2 z ławkami i osobną toaletą. Skorzystaliśmy z nich tylko raz, ponieważ pozostałe pociągi były punktualne. Czekający wraz z nami hindusi pochodzili z wyższej klasy społecznej, o czym świadczyły nie tylko stroje, ale także pewna powściągliwość w zachowaniu i bardziej zachodni sposób bycia. My natomiast byliśmy tak zmęczeni, że zasnęliśmy na porozkładanych w kącie plecakach.

DELHI
Kupując najtańszy bilet lotniczy trzeba liczyć się z przylotem w nocy. My wylądowaliśmy w Delhi około drugiej. Droga do hotelu prowadziła przez wąskie, ciemne uliczki, rozświetlone koksownikami. Nad głowami wisiała pajęczyna kabli, a po obu stronach stały niskie, krzywe budynki przypominające ciąg garaży (trochę blachy falistej, trochę tynku). Pełni obrazu dopełniały śmieci i wałęsające się psy. Czekałam, aż dzielnicę tą miniemy, lecz okazało się, że to właśnie tutaj zarezerwowałam nocleg. Zgodnie z opisem w Lonely Planet pokój miał być skromny. Był obskurny. Mailując z właścicielem nawet nie pomyślałam, aby spytać, czy pokój ma okna. Nie miał. Gdy przyjechaliśmy do hotelu, w recepcji (czynnej 24h) było ciemno i coś blokowało wejście. Jak się okazało nie coś, a ktoś, bo na podłodze smacznie spała cała obsługa hotelu.  Gdzie my w ogóle jesteśmy?! Nie wierzyłam.
Szczęśliwie, rano nie było już ani strasznie, ani brzydko. Sklepiki, uliczne smażalnie, kolorowi ludzie. Zamknęliśmy drzwi pokoju na kłódkę (na wyposażeniu hotelu) oraz linkę zabezpieczającą od roweru (przywiezioną ze sobą) i ochoczo ruszyliśmy w miasto. Po Delhi przemieszczaliśmy się na piechotę lub rikszami. Z ciekawszych miejsc, które odwiedziliśmy należy wymienić: Czerwony Fort (cytadela z czerwonego piaskowca), Jama Masjid (największy meczet w Indiach), Chandni Chowk (bazar w Starym Delhi), Qutub Minar (najwyższy minaret), mauzoleum Humayuna, Świątynię Lotosu (nie odprawia się tu żadnych nabożeństw, a ludzie modlą się lub medytują w ciszy, bez względu na wyznawaną religię). Już pierwszego dnia rozsmakowaliśmy się w hinduskiej kuchni. Było smacznie i tanio. Ja wybierałam różne potrawy, Kuba zazwyczaj kurczaka Tandoori Chicken Tikka lub Chicken Tikka Masala, więc ewentualnie miałam się z kim zamienić talerzem. Hitem były chlebki Naan i Pakora, a z napojów - Mango Lassi. Wychodząc z jednej restauracji podpatrzyliśmy, że sekret pysznych placków, którymi się właśnie objedliśmy, polegał na dobrym rozrobieniu ciasta przez hindusa stopami.



autor zdjęć: Barbara Oleszkiewicz
AGRA
Byliśmy ciekawi na ile prawdziwe są pełne zachwytu opinie o Taj Mahalu. Zgodnie przyznajemy, że nie ma w nich przesady. Mauzoleum zostało zbudowane przez cesarza Mogołów Shah Jahana jako dowód miłości do żony Mumtaz Mahal. Cesarz, wkrótce po zakończeniu budowy, został zdetronizowany przez syna i osadzony w pobliskim Forcie Agra (z jego okien widział Taj Mahal), a po śmierci - pochowany w mauzoleum obok żony.
Oba te miejsca najlepiej zwiedzać rano. My byliśmy po południu i było już bardzo tłoczno, a kolejka do środka mauzoleum okrążała je prawie dwa razy. Stojąc w niej byliśmy często zapraszani przez hindusów do wspólnych zdjęć :)

JAIPUR, JODHPUR
Wspomnienia tych dwóch miast z czasem się zlały, a różnice nieco zatarły. Nad miastami górują forty maharadżów: w Jodhpurze - fort Mehrengarh, a w Jaipurze - fort Amber. Roztacza się z nich widok na labirynt uliczek i domy pomalowane: w Jodhuprze - na niebiesko, a w Jaipurze - na różowo. W Jaipurze za najciekawszy uznaliśmy Pałac Wiatrów, dawniej zamieszkiwany przez damy dworu, którym umożliwiono obserwowanie codziennego życia miasta przez malutkie, często kolorowe okienka. Fort Amber zwiedzaliśmy w towarzystwie pewnego chłopaka. Efektem tej "znajomości" był nowy kapelusz Kuby, którego kupienie było jedynym sposobem uwolnienia się od bardzo wytrwałego, choć w sumie sympatycznego sprzedawcy. Poza miejscami turystycznymi atrakcją były też lokalne bazary. Właściciel jednego ze sklepików pozwolił nam wejść na zaplecze i przebierać w dziesiątkach wzorów i kolorów. Gdy wreszcie wybrałyśmy z Basią po kilka par tzw. alladynek, zgasło światło i lunął deszcz. I tym sposobem spędziliśmy w sklepie kolejną godzinę siedząc przy świecach i miło rozmawiając z właścicielem (Pakistańczykiem) o zwyczajach, podobieństwach, a częściej o dzielących nas różnicach. Noclegi znajdowaliśmy na miejscu, kierując się wskazówkami przewodnika. Standardem, nawet tych najtańszych hotelików w Radżastanie, był taras widokowy na dachu z kilkoma stolikami i krótkim menu. Ławeczka (na zdjęciu obok) na której w dzień odpoczywaliśmy, w nocy służyła za łóżko dla młodego pomocnika kucharza. Dla nas szok, on był szczęśliwy, że ma pracę. 
Jodhpur, autor zdjęć: Barbara Oleszkiewicz
Jaipur, autor zdjęć: Barbara Oleszkiewicz
autor zdjęć: Barbara Oleszkiewicz
UDAIPUR
Udaipur był jakby bardziej elegancki i bardziej stonowany. Obowiązkowym punktem jest wycieczka statkiem po jeziorze Pichola pomiędzy pałacami na wodzie. Muzeum w Pałacu Miejskim nie jest warte ceny biletu. W innej części miasta na uwagę zasługuje hinduska świątynia Jagdish Temple, gdzie przysłuchiwaliśmy się śpiewom i przypatrywaliśmy obrządkom religijnym. Żeby w pełni skoncentrować się na ceremonii warto przyjść w klapkach, aby nie martwić się, czy buty pozostawione przed wejściem jeszcze na nas czekają. Czekały, a nawet były pilnowane, za co oczywiście wypadało podziękować w rupiach.
autor zdjęć: Barbara Oleszkiewicz

VARANASI
Trzymając się wytyczonej trasy, postanowiliśmy nie zbaczać do Khajuraho i z Jodhpuru pojechaliśmy bezpośrednim pociągiem do Varanasi (20 godzin). Dotarliśmy pod wieczór. Miasto było zakorkowane i częściowo zamknięte dla ruchu z uwagi na trwające święto na cześć słońca. 
Na schodach wzdłuż Gangesu (przy Ghatach) tysiące hindusów spędziło noc. O brzasku kolejno wchodzili do wody rytualnie zanurzając się trzy razy i modląc. Opłukiwali także usta, wierząc że woda ma cudowną moc samooczyszczania. Ceremonię obserwowaliśmy z łódki, którą płynęliśmy wzdłuż wybrzeża, pomiędzy puszczonymi na wodę ognikami i koszami owoców. Mijaliśmy kąpiących się hindusów, medytujących świętych mężów sadhu, ale także robiących pranie oraz miejsca w których kąpało się bydło i miejsca, gdzie palono zwłoki. Ganges jest dla hindusów najświętszą rzeką, do której wrzuca są prochy zmarłych, co ma wyzwolić od grzechu i pozwolić osiągnąć świętość. Zdumiewające połączenie funkcjonalności i religijności.
autor zdjęć: Barbara Oleszkiewicz
autor zdjęć: Barbara Oleszkiewicz
autor zdjęć: Barbara Oleszkiewicz

Varanasi ma również pewne tkackie tradycje. Tradycyjne były wzory i metody splotu tkanin, ale sposób pracy w „fabrykach” był nie tyle tradycyjny, co niecywilizowany. 
Na dworzec kolejowy przejechaliśmy z duszą na ramieniu, po tym jak nasz rikszarz slalomem w nocy mijał ciężarówki. Była to najdłuższa droga podczas całego wyjazdu, więc jeżeli ktoś się wybiera, to warto wziąć taksówkę.
autor zdjęć: Barbara Oleszkiewicz

KALKUTA
W Indiach na co dzień widzi się tyle biedy, że dodatkowa wycieczka w okolice slumsów, z których już niemal słynie Kalkuta, zupełnie nas nie interesowała. Odwiedziliśmy natomiast Victoria Memorial,  dzielnicę uniwersytecką i ulicę księgarni, Mullik Ghat Flower Market (targ z kwiatami), Kalighat Kali Temple (hinduska świątynia poświęcona bogini Kali), Belur Math (miejsce ruchu Ramakrishna) oraz planetarium (nie warto). Dzień zaczęliśmy od wizyty w domu zgromadzenia Misjonarek Miłości, po którym oprowadziła nas zakonnica całkiem nieźle mówiąca po polsku. Cela Matki Teresy jest zachowana tak, jakby właśnie z niej wyszła. Malutka i bardzo skromna, a nad łóżkiem wisi zdjęcie Jana Pawła II.
autor zdjęć: Barbara Oleszkiewicz
DARJEELING
Bujna zieleń i harmonia. Tak zapamiętaliśmy Darjeeling, miasteczko położone w Himalajach na wysokości ponad 2000 metrów n.p.m. Pobyt rozpoczęliśmy od kupienia wełnianych czapek i szali, bo ranki i wieczory bywały zimne. Znaleźliśmy tu spokój i odpoczęliśmy od tłoku i gwaru miast. Mieszkańcy tego regionu są dumni, a o mieszkańcach Kalkuty wyrażają się niepochlebnie jako o brudasach i leniach. Bardzo widocznie podkreślają swoją odrębność, manifestując ją na ulicznych plakatach. Dbają też o edukację dzieci. Darjeeling słynie z najwyższej jakości czarnej herbaty. Dla turystów organizowane są wycieczki po plantacjach, podczas których można skosztować herbaty i poznać pewne tajniki jej produkcji. Listki (jedynie trzy z wierzchołka) zbierane są ręcznie. Rodzaj i intensywność naparu zależy od czasu zbioru; z pierwszych pochodzi zielona, z późniejszych – czarna herbata. Odwiedziliśmy również instytut Himalaizmu i pobliski ogród zoologiczny, a także wybraliśmy się na przejażdżkę słynną kolejką Toy Train, której trasa biegnie wzdłuż zboczy gór i przez okoliczne wioski. Darjeeling to także tybetańskie klasztory buddyjskie i świątynie (Gompas). 
autor zdjęć: Barbara Oleszkiewicz




1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Nigdy nie byłem zwolennikiem Indii, aż do dzisiaj. Od teraz dzięki wam jestem ich wielkim fanem. Super blog.